Świat nas wciąż częstuje
kusi i zachęca
Ścieżki odgrzebuje
ludzi w nie napędza
Świat nas wciąż zaprasza
ciągnie nas do tańca
Rękę swą wyciąga
tańczyć chce do rańca
Świat nam wciąż podsuwa
torty pyszne smaki
Czemu nie spróbować
taki…może taki…
Wciąż mu odmawiamy
w cieniu swym stoimy
to nie świat nas rani
my se to robimy
Napisałam ten wiersz pod wpływem snu jaki parę dni temu mi się przyśnił.
Najpierw przytoczę część snu, a potem podam Autorefleksję (część) bez Interpretacji Skojarzeniowej.
„Była moja koleżanka z podstawówki (którą zawsze postrzegałam jako tą, która potrafi brać z życia pełnymi garściami ) oraz moja kuzynka nazwijmy ją Zosia. Byli też Holendrzy (pracuję i mieszkam w Holandii). Ci Holendrzy to była grupa, z którą się spotkałam po latach. Ja w środku w sobie miałam do nich jakąś starą urazę, coś co im zarzucałam ale nigdy o tym im nie powiedziałam. Nawet nie wiem czy oni w ogóle zdawali sobie z tego sprawę. Chyba nie. Tam toczyły się jakieś gry i zabawy. Zosia podobnie jak ja też nosiła w sobie jakąś urazę do nich. Ja nie chciałam brać udziału w tym co się tam działo ale Zosia „pękła”. Zaczęła tańczyć jakieś figury i podeszła do pewnej osoby i powiedziała jej to, „wygarnęła” ale spokojnie, że kiedyś tam się niefajnie w stosunku do niej zachowała i ją to zraniło. Ona chciała, żeby się o tym dowiedziała. Ja twardo stałam, że nie chcę się bawić ale też nie zdradziłam się, że to ma swoją „głębszą” przyczynę. Gdy zobaczyłam co Zosia zrobiła to poczułam szacunek do niej, że potrafiła wybaczyć, że okazała swoje uczucia i że przyznała się, że czyjeś słowa ją kiedyś zraniły, a nie spłynęły po niej jak po kaczce. Ja nie zrobiłam tego, tylko dalej „nie chciałam się z nimi bawić”. Miałam w sobie taką głupią, dziecinną dumę. W sercu czułam i wiedziałam, że Zosia zrobiła dobrze. „
Ten sen mi uświadamia (w śnie mamy dostęp do tego co w niewidoczny sposób nami kieruje i jesteśmy w stanie to poczuć i jest to tysiąckrotnie bardziej sprawcze niż to co słyszymy na jawie i wydaje nam się, że wiemy), że nie ma sensu chować urazy, że tracę na tym tylko ja. Druga osoba może nawet nie jest świadoma co zrobiła, co powiedziała. Chowając urazę, ranimy tak naprawdę tylko siebie.
Ohhh… podświadomie chowam „do ludzi” urazy i wiem, że są to zdarzenia z wielu „wcieleń”. Zdarzenia, które tak bardzo utrwaliły się mojej podświadomości, że stworzyły całą paletę moich obecnych preferencji, cech oraz mój światopogląd.
Tak naprawdę to w ogóle nie chodzi o żadnego człowieka, z tego życia czy z innego ale o emocję i określone zapisy w podświadomości, które „nosimy” przy sobie. To nie ma późnej większego znaczenia kto wsadzi nam w to szpilkę. Nie ten człowiek to następny. I co więcej człowiek zawsze będzie tylko narzędziem nigdy sprawcą. To ze sprawcą powinniśmy zrobić porządek. To w naszym umyśle ostatecznie leży rozwiązanie.
Jestem jak słoń, który wszystko pamięta. I nosi to wszędzie ze sobą. Taki ciężar. I nie chcę, nie pozwalam sobie bawić się z ludźmi. Cieszyć się z nimi. Tak naprawdę to my też na pewno nie raz jeśli nie umyślnie to sytuacyjnie, zrobiliśmy komuś przykrość. I nie mamy pojęcia o tym ale chyba każdy z nas chciał by być z tego „rozgrzeszony”.Obojętnie co zrobił czy powiedział. Jesteśmy tylko ludźmi, którzy przychodzą tu na Ziemię z różnymi „bagażami”. I jeszcze do tego dokładamy. Po co? Czy nie lepiej wybaczyć i lekko żyć?
Odbierać sobie przyjemność jedzenia ciasta tylko dlatego, że kiedyś jakiś kawałek był zatruty, nieświeży i się po nim źle czuliśmy to głupota. Jest setki innych kawałków, różnego rodzaju ciast. Świeżych, przepysznych. Bać się życia, ludzi, sytuacji to jak bać się każdego nowego ciasta. Bez sensu.
Wybaczajmy, nie osądzajmy, puśćmy to czego się tak kurczowo trzymamy…pozwólmy w końcu temu odejść. Dajmy życiu nową szansę, dajmy ją sobie. Zacznijmy żyć.