Dnia pięknego z łóżka wstała
Wszystko jakby po staremu
Krew się w niej zagotowała
Sama nie wiedziała czemu
W szale chciała pozabijać
Jeden tylko problem miała
Gdy już w ręce miała chwytać
Wzrokiem wszystko zabijała
Nic jej ulgi nie sprawiło
Nie dawało ukojenia
Dzikie zwierze w nią wstąpiło
Byk rysował się z jej cienia
Furią szałem przepełniona
Wodą chciała się ochłodzić
Pomyślała ‘zaraz skonam’
Gdy do łaźni miała wchodzić
W lustro wielkie tam spojrzała
Cała złość nagle opadła
Wzrok swój w lustrze napotkała
Zwierze padło ona zbladła